Bałam się odrobinę tej książki, bo ciąża to chyba niezbyt odpowiedni czas na taką lekturę, zwłaszcza, że Leah Hazard rozpoczyna swoją opowieść mocnym akcentem jakże obrazowo przedstawionego nacinania krocza, ale spokojnie – później już aż tak strasznie nie jest, więc nawet jeśli poród wciąż jeszcze przed tobą (w bliższej lub dalszej perspektywie), to też możesz tę książkę czytać bez obaw.
Czy w tym szpitalu wszystkie kobiety leżały na patologii? Czy którakolwiek przyjeżdżała tak po prostu na izbę przyjęć, rodziła zwyczajnie przez kilka godzin i wypychała wreszcie dziecko z pochwy, nie tracąc po drodze kilku litrów krwi i nie przyjmując w kroplówce zawartości całej szpitalnej apteki? Litania ciążowych i porodowych komplikacji ciągnęła się w nieskończoność […].*
Bohaterki Hazard są skrajnie różne. Jest kobietą po kilku zabiegach in vitro, której w końcu się udało. Młodziutka dziewczyna z przedwczesnym porodem. Para lesbijek, w której szczęśliwe zajście w ciążę jednej zbiegło się z bezlitosną choroba drugiej. Fanka naturalnych metod relaksacyjnych, pozostająca ta fanką do momentu pierwszych naprawdę bolesnych skurczów, które totalnie wyprowadzają ja z równowagi. To tylko kilka przypadków, o których Leah Hazard, a i to oczywiście zaledwie niewielki wycinek tego, z czym autorka miała do czynienia przez tyle lat pracy. Maleńka część tego, z czym spotyka się na co dzień, ale myślę, że opisane przez nią przypadki doskonale oddają spektrum tego, z czym jako położna ma do czynienia.
Hazard pisze bardzo lekko, momentami jest naprawdę zabawnie, co nie znaczy, że nie znajdziemy w jej książce także tej smutnej strony zawodu położnej. Dwunastogodzinne dyżury są w stanie wykończyć każdego, ale to nie one doprowadzają do wypalenia i odejścia z zawodu. To codzienna niepewność tego, co spotka ich tym razem, to system, z którym ciężko walczyć, to wieczne braki kadrowe sprawiające, że żadnej z pacjentek nie są w stanie poświęcić tyle czasu, ile naprawdę powinny i ile by chciały, wreszcie to tragedie widziane codziennie ich oczami, z którymi nie każdy potrafiłby sobie poradzić.
Praca wciąż wyciska ze mnie wszystko, co najlepsze: energię, współczucie, czasem nawet resztki zdrowia. I wciąż pokazuje mi, jak niezwykły potrafi być człowiek: śmiały, fantastyczny, nieulękły i nieugięty w obliczu bólu i straty. Kobiety, którymi się opiekowałam, nauczyły mnie, co znaczy obdarzać miłością i tę miłość przyjmować, przezwyciężyć niewyobrażalne przeciwności losu, a czasem również z godnością przyjąć porażkę. Właśnie dlatego wracam. Wciąż pracuję jako położna i w głębi ducha nigdy nie przestanę nią być.
Zawód Położna. Zapiski z dyżurów to naprawdę dobra i zdecydowanie warta polecenia książka nie tylko dlatego, że porusza ciekawy temat, z którym większość z nas prędzej czy później na pewno się zmierzy, ale przede wszystkim dlatego, że każda strona tej opowieści jest pełna emocji. Przeczytałam już kilka książek napisanych przez osoby związane z szeroko rozumianą medycyną (bo to nie byli tylko lekarze), ale chyba w żadnej z nich nie znalazłam takiej dumy i mimo zmęczenia jednak dość sporej radości z wykonywanego zawodu oraz szacunku do osób, które stając się pacjentami, zostają automatycznie skazane na łaskę i niełaskę autorki. Z całego serca polecam.
Leah Hazard, Zawód położna. Zapiski z dyżurów, Warszawa, Wydawnictwo W.A.B. 2019
*s. 30
**s. 292
Uwielbiam książki o takiej tematyce, także ten tytuł znajduje się na mojej liście „must read”. Mam za sobą dwie ciąże, więc z położnymi miałam częsty kontakt i na szczęście większość z nich to wspaniałe kobiety. 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Mi też książki „medyczne” chyba nigdy się nie znudzą, fajnie, że zapanował na nie taki szał, bo faktycznie jest ostatnio w czym wybierać i choć mam wrażenie, że mnóstwo w tym temacie już przeczytałam, to jednak dalej mnóstwo tytułów przede mną ;). A położne… cóż, te spotkałam i takie do rany przyłóż i niestety takie, które swoją pracę traktowały ewidentnie jak karę, a pacjentki pozostające pod ich opieką jako źródło wszelkiego zła, choć przyznaję – tych drugich całe szczęście było znacznie mniej 😉
PolubieniePolubienie