Miałam o tych książkach napisać osobno, ale właściwie zarzuty co do nich mam niemalże identyczne, więc doszłam do wniosku, że bez sensu byłoby je rozdzielać. Najpierw przeczytałam Świat obok świata, który czytało mi się bardzo ciężko, choć byłam ciekawa jak autorka poprowadzi tę historię. Potem, po kilku miesiącach właściwie sięgnęłam po Dawno, dawno temu… we śnie, które, mimo tego, że Śpiącej Królewny nie darzyłam jako dziecko większą sympatią, początkowo nawet mnie wciągnęło, ale koniec końców okazało się takim samym rozczarowaniem jak opowieść o Małej Syrence.

Jakby to było, gdyby Urszula pokonała Ariel i sama zasiadła na tronie przy boku księcia Eryka? Oto król Tryton został zaklęty i uwięziony w postaci polipa zamkniętego w małym słoiczku, pozbawiona głosu Ariel od kilku lat nieporadnie rządzi Atlantyką, a Eryk… cóż, Eryk snuje się jak duch, zupełnie nieświadomy tego, co wyprawia jego urocza żona. Czy Małej Syrence, wciąż pozostającej pod okrutnymi czarami morskiej wiedźmy uda się jakoś ją pokonać?

A gdyby tak po cudownym pocałunku pełnym miłości Śpiąca Królewna wcale się nie obudziła? Książę zrobił wszystko, co miał zrobić. Pokonał smoka, wbiegł do wysokiej wieży, złożył pocałunek na ustach ukochanej i… zasnął wraz z nią. Jak pokonać Diabolinę, gdy to ona dyktuje wszystkie warunku? Jak wybudzić ze snu całe królestwo, gdy czas nieubłaganie się kończy?

Historie przedstawione przez Liz Braswell same w sobie nie są złe. Powiedziałabym, że wręcz przeciwnie – alternatywna wersje Małej Syrenki i Śpiącej Królewny mogą zainteresować i wciągnąć, tym bardziej, że w przeciwieństwie do innych klasycznych baśni, zarówno opowieść o Ariel, jak i ta o Aurorze były jednak dość mało eksploatowane (choć może to mylne wrażenie?). Główny problem tkwi jednak w tym, jak to wszystko zostało napisane. Nie wiem, naprawdę ciężko mi stwierdzić, na którym etapie wszystko się popsuło. Niestety, po pierwsze mam wrażenie, że to, co mogło naprawdę dobrze brzmieć w języku angielskim, w tłumaczeniu na polski już po prostu nie dało rady. Po drugie natomiast niestety ani redaktor, ani korektor w najmniejszym stopniu nie zadbali o to, by jakkolwiek to zaczęło brzmieć. Efekt jest taki, że niektóre opisy stawały się zbyt długie, zawiłe, a w efekcie po prostu nudne. Część zdań jest tak koślawa, że trzeba je przeczytać kilkukrotnie, żeby w ogóle załapać, co autor miał na myśli, a niektóre wyrażenia przetłumaczone na polski w sposób zbyt dosłowny sprawiają, że czytelnik zaczyna się gubić.

Dodatkowo mam wrażenie, że obydwie historie zostały jakby wydłużone na siłę, co sprawiło, że przy każdej z nich pod koniec czułam już zupełny przesyt. Porozciągane do granic możliwości zakończenia, które spokojnie zmieściłyby się w dwóch czy maksymalnie trzech rozdziałach, sprawiały, że byłam już po prostu zmęczona i chciałam jak najszybciej dotrzeć do tej ostatniej strony.

Mam też problem z ustaleniem odbiorcy docelowego. Dla dzieci te książki będą jednak momentami zbyt okrutne, dla młodzieży zbyt infantylne. Ostatecznie dochodzę do wniosku, że po Mroczne baśnie sięgną po prostu fani baśni Disneya, a ci… cóż, mogą się poczuć lekko rozczarowani.

Liz Braswell, Świat obok świata. Mroczna baśń, Warszawa, Wydawnictwo Egmont 2019

Liz Braswell, Dawno, dawno temu… we śnie. Mroczna baśń, Warszawa, Wydawnictwo Egmont 2019