Jeśli szukacie idealnej lektury na powoli zmierzające ku końcowi lato, ale i na miłe, ciepłe jesienne wieczory pod kocykiem, oto i ona. Przegwizdane to urocza historia, przepełniona francuskim humorem, która doprowadzi was do śmiechu i wzruszenia. Historia, którą ja z przyjemnością zobaczyłabym na dużym ekranie.

Ferdinand Brun nie należy do zbyt sympatycznych ludzi. I nie, to wcale nie jest kwestia starości, Ferdinand Brun nigdy nie należał do zbyt sympatycznych ludzi. Krytyczne uwagi i codziennie złośliwości sprawiły, że odeszła od niego żona. Dziś, jako mężczyzna po osiemdziesiątce największą radość znajduje w sprawianiu niemiłych psikusów nielubianej dozorczyni kamienicy. I jeszcze chwile spędzane z suczką Daisy. Tak, Daisy to jego oczko w głowie, jego największe szczęście, jego ukochane maleństwo, znacznie ważniejsze niż żona, która dopuściła się zdrady i córka, która wyprowadziła się na drugi koniec świata. Nietrudno więc się domyśleć, że zgorzkniałe serce pana Bruna rozpryśnie się na milion maleńkich kawałeczków, gdy okaże się, że także Daisy zniknie z jego życia. A sytuacji nie poprawi fakt, że po nieudanej próbie samobójczej, córka pana Bruna postanowi oddać go do domu opieki… Choć da mu przy tym jeszcze ostatnią szansę. Jak jednak z niej skorzystać, gdy okazuje się, że tą szansą jest szczerze znienawidzona pani Suarez?
Lubię takich bohaterów. Starych i zgorzkniałych, naznaczonych bolesnymi doświadczeniami, zamkniętych w sobie, może nawet nieco zbyt złośliwych dla otoczenia. Pan Brun przypomina mi dwóch innych starszych panów, do których zapałałam swego czasu sympatią: uciekającego przed własną starością stuletniego Allana (Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął) i sześćdziesięcioletniego Ovego (Mężczyzna imieniem Ove), który od śmierci żony też usilnie pragnie pożegnać się z życiem, w czym równie usilnie zdaje się mu przeszkadzać otoczenie. W każdym z tych bohaterów, mimo całego stetryczenia, głęboko ukryte, gdzieś tam na samym dnie serduszka jest jednak ogromne morze miłości, którym potrafią obdarzyć, jak w przypadku pana Burna, chociażby psa.
Przegwizdane to nie jest powieść o starości czy przemijaniu, raczej o odnajdywaniu radości w najdrobniejszych rzeczach (przy czym początkowo są to drobne złośliwości czynione w stronę nielubianej sąsiadki, później przygotowywanie posiłku dla dziewczynki, która niespodziewanie dla niego samego wywołuje w panu Brunie ogrom sympatii). To książka o docenianiu tych małych przyjemności i o czerpaniu radości, z tego, co przynosi nam los, bo jak się okazuje przynosi czasem znacznie więcej, niż byśmy się spodziewali.
Aurelie Valognes, Przegwizdane, Katowice, Sonia Draga 2019