Czy macie takie sny, które powtarzają się z pewną, może nie zawsze regularną, częstotliwością? Które pamiętacie jeszcze z dzieciństwa? Które wydają się tak realistyczne i jednocześnie tak przerażające, że budzicie się zlani potem? A co jeśli to nie tylko sen? Co jeśli to przebłysk jakiegoś wspomnienia, dalekiego, już prawie nieuchwytnego, takiego, którego próbowaliście za wszelką cenę się pozbyć? Za wszelką cenę wymazać z pamięci, bo okazywało się zbyt bolesne.
Ethan, główny bohater, a jednocześnie jeden ze strażników Veridianu, ma taki sen. Powtarzający się odkąd tylko sięga pamięcią. Za każdym razem przerażający coraz bardziej. I związany z jego siostrą, której wspomnienie powoli zaczyna się zacierać w jego pamięci. To wszystko jednak na moment przycicha, gdyż na barki naszego bohatera spada spora odpowiedzialność. Ethan jako strażnik przechodzi bowiem na wyższy szczebel, z Ucznia staje się Nauczycielem, a pod opiekę dostaje Isabel, młodszą siostrę swojego niegdyś najlepszego przyjaciela. Dziewczynę kiedyś obsesyjnie w nim zakochaną, którą będzie musiał nauczyć walczyć, władać mieczem i… przenosić się w czasie. I przyznać trzeba, że większość fabuły skupiona jest właśnie wokół tego nauczania, choć pojawia się też kilka podróży w czasie, mających na celu zapobiegnięcie jakimkolwiek zmianom w historii, które mogłyby mieć dla nas tragiczne skutki.
Wydaje się, że to wszystko gdzieś już było. Podróże w czasie. Motyw ucznia i nauczyciela. Walka dobra ze złem. Ostateczna bitwa, w której czeka bohaterów rozliczenie z demonami z przeszłości i lęk przed utratą tego, co dla nich najważniejsze. A jednak… Jednak czuć w powieści Curley pewną świeżość, a połączenie tych wszystkich elementów wychodzi jej na tyle zgrabnie, że Straż pochłania się z przyjemnością.
Ale nie ma co tu się doszukiwać czy rozbudowanej intrygi czy pełnych portretów psychologicznych postaci. Nie, trzeba pamiętać o tym, że Straż jest właściwie zwykłą młodzieżówką, stojącą na dobrym poziomie i owszem, ale jednak nie wybitną. Gdzieś tam po drodze napotykamy na problemy rodzinne, na odejście ojca alkoholika, na depresje matki po utracie córki, ale to wszystko mam wrażenie pobrzmiewa tylko w tle, może odrobinę dla urozmaicenia fabuły, dla wyjaśnienia postępowania bohaterów w niektórych momentach, ale nie ma chyba kluczowego znaczenia. Curley postawiła sobie za cel raczej zapewnienie nam po prostu świetnej rozrywki. Interesującej, choć opartej na sprawdzonym schemacie walki dobra ze złem, z trzymającą w napięciu akcja, przyspieszającą na każdej kolejnej stronie i prowadzącą czytelnika do zakończenia, które sprawia, że chętnie sięgnęłoby się po drugi tom… gdyby tylko był pod ręką.
Marianne Curley, Straż, Warszawa, Wydawnictwo Jaguar 2011.