Może już kiedyś o tym pisałam, ale nawet jeśli, to z przyjemnością powtórzę: uwielbiam Grocholę, odkąd lata temu przeczytałam jej Nigdy w życiu (a potem i inne tytuły z cyklu Żaby i anioły), do którego zresztą, mimo upływu czasu, nadal bardzo lubię wracać, przynajmniej fragmentami i które nadal lubię oglądać. Kiedyś nawet doszłam do wniosku, że książki Katarzyny Grocholi to dla mnie taki sposób na zastój czytelniczy, bo gdy dopada mnie przesyt i nie chce mi się czytać zupełnie nic, to jej teksty, bez względu na to czy to powieści, czy opowiadania, czy felietony, potrafią na powrót sprawić, że mi się chce (i to nie tylko czytać zresztą). Tak też było z najnowszą książką.

Pocieszki

Pocieszki to takie krótkie teściki o wszystkim i o niczym właściwie. O wakacjach, o Świętach, o prezentach, o planowanych ślubach, o codziennych obowiązkach i równie codziennych przyjemnościach. O przyjaźniach, o relacjach damsko-męskich, o docenianiu chwili i o tym, że nasze podejście i nastawienie do życia ma na nie naprawdę duży wpływ. Można się przy nich uśmiechnąć, można zasmucić, można zamyślić i można wyciągnąć z nich różne wnioski. Wielkie wrażenie zrobił na mnie tekst, a właściwie dwa teksty o pewnym dość zwyczajnym dniu, takim jakich każdy z nas doświadcza kilkanaście razy w roku. Dwa teksty o tym samym, ale napisane z dwóch różnych punktów widzenia. Jeden to głos człowieka wiecznie niezadowolonego, widzącego we wszystkim ciemne barwy, sarkającego na wszystko wkoło, szukającego dziury nawet tam, gdzie jej nie ma. Drugi to monolog osoby uśmiechniętej, zadowolonej z życia, dostrzegającego dobro nawet w tym, co złe, potrafiącego porażki przekuć w sukcesy. Choćby dla nich dwóch warto po Pocieszki sięgnąć, bo nie da się ukryć, że co nieco w mojej głowie przestawiły.

Inspiracje do swoich opowiadań i felietonów Katarzyna Grochola czerpie z życia, z tego, co się dzieje dookoła niej, z opowieści przyjaciół, z wydarzeń, które rozgrywają się tuż obok. Część z tych tekścików to po prostu zapisy rozmów z partnerem, z przyjaciółmi, z dawno niewidzianą znajomą, a nawet z kimś, kogo autorka wcale nie darzy sympatią. Czyta się to wszystko bardzo dobrze, bo Grochola nie sili się na wzniosły ton, niczego nie udaje, jest w tym swoim pisaniu tak szczera i bezpretensjonalna, że ma się wrażenie jakby siedziała obok nas dobra znajoma, opowiadająca nam o tym, co też jej się wczoraj zdarzyło.

Pocieszki Katarzyny Grocholi należą zdecydowanie do kategorii tych, które czyta się lekko, łatwo i przyjemnie, ale co najważniejsze coś po sobie w czytelniku zostawiają. Jasne, że nie wszystkie teksty zawarte w tym zbiorze zrobiły na mnie równie wielkie wrażenie, niektóre nie zrobiły go w ogóle, niektóre traktuje jak typowe pocieszki właśnie, mające rozbawić czy podnieść na duchu, ale w zasadzie niewnoszące nic nowego. Niemniej jednak wiele jest tu treści, która skłaniają do zastanowienia się przede wszystkim nad samym sobą i swoim życiem, tym, co w nim lubimy, a czego nie. I jeśli czegoś nie lubimy, to dlaczego właściwie, bo może jakiś minus można bardzo łatwo zmienić w plus.

Katarzyna Grochola, Pocieszki, Kraków, Wydawnictwo Literackie 2018