Chłopiec z listy Schindlera to książka, której nie da się czytać bez łez wzruszenia i bezsilnego zaciskania pięści. Nigdy chyba nie przestanie mnie dziwić ogrom bestialstwa, jakiego dopuszczono się w czasie II wojny światowej.

Leon Leyson, czy też Lejb Lejzon, swoje wspomnienia rozpoczyna od dzieciństwa spędzanego w Narewce, wsi w północno-wschodniej Polsce. To dzieciństwo słodkie, beztroskie, radosne, pozbawione właściwie większych kłopotów i być może właśnie dlatego tak bardzo wstrząsa czytelnikiem jego zderzenie z wojną. Przeprowadzka do Krakowa, mała zmiana stylu życia, polepszenie się odrobinę jego warunków, sielanka i słodycz lat dziecięcych skończyły się za szybko, zbyt gwałtownie, najazdem Niemców i wydarzeniami, które dziecku zapewne trudno było zrozumieć.

Autor miał dziesięć lat, gdy wybuchła wojna, a ja przez całą lekturę nie przestawałam myśleć o tym, co mógł wówczasczuć, ile byli w stanie zrozumieć on i jego rówieśnicy. Przeniesienie do getta, gnieżdżenie się z inną rodziną w maleńkim mieszkaniu, a w końcu i pobyt w obozach w Płaszowie i Gross-Rosen. Wszechogarniający głód, ścisk, strach i walka o przetrwanie każdego kolejnego dnia, choć nie wiadomo czy nie będzie on gorszy od poprzedniego. Choć nie wiadomo, kiedy to wszystko się skończy. I wreszcie on. Iskierka nadziei. Oskar Schindler. Człowiek, który uchronił od śmierci ponad tysiąc osób. Człowiek, który wykazał się ogromnym bohaterstwem i umiał dostrzec człowieka w człowieku. 

Przeżyliśmy Holocaust dzięki temu, że Schindler – ryzykując ogromnie – nie wahał się przed przekupstwem i różnymi machlojkami, by ocalić nas, żydowskich robotników, przed komorami gazowymi w Auschwitz. […] Wmówił nazistom, że jesteśmy niezbędni dla wojennego wysiłku Niemiec, choć dobrze wiedział, że wielu z nas – łącznie ze mną – nie ma żadnych przydatnych kwalifikacji. […] Nie nadawałem się raczej na ocalenie z Holocaustu. Przeciw mnie przemawiało wiele rzeczy, a za mną – prawie nic. Było jednak coś, co przeważyło wszystko inne: Oskar Schindler uważał, że wart jestem ocalenia, nawet za cenę jego osobistego ryzyka.*

Leon Leyson miał ogromne szczęście, bo udało mu się przetrwać. Udało mu się przeżyć, mimo wszelkich przeciwieństw, mimo problemów, które spotykały go także już po zakończeniu wojny. Potrafił ułożyć sobie, to cudem uratowane, życie na zupełnie obcej ziemi, a w pewnym stopniu także odciąć się, na tyle na ile to możliwe, od tego, co go spotkało. W posłowiu do książki, jego córka napisała: Kiedyś powiedział: „Prawda jest taka, że nie żyję w cieniu Holokaustu”. Wojenne doświadczenia taty były czymś nadzwyczajnym, ale nie zrobiły z niego takiego człowieka, jakim był.

Leyson opisuje swoje przeżycia w sposób bardzo prosty i bez brutalnej szczegółowości. To wspomnienia przerażających wydarzeń, ale opisane wyjątkowo subtelnie, może też dlatego, że czasem to tylko migawki, obraz, który wyjątkowo zapadł mu w pamięć, bez zbędnego wgłębiania się w przeszłość, po której musiał się przecież nauczyć żyć na nowo. Mam wrażenie, że mimo całego bólu, jakiego autor doświadczył, nie ma w tej książce miejsca na osądzanie tych, którzy przysporzyli cierpienia całej jego rodzinie, to nie temu miała ona służyć. Chłopiec z listy Schindlera to raczej wielki ukłon w stronę tego, który pozwolił mu przeżyć, uchronił najbliższych mu ludzi i zachował resztki człowieczeństwa wtedy, gdy inni zapomnieli czym ono w ogóle jest. 

Recenzja opublikowana na dlalejdis.pl

Leon Leyson, Chłopiec z listy Schindlera, Warszawa, Prószyński i S-ka 2014

*s. 11-12

**s. 241