Nigdy, przenigdy nie chciałabym się znaleźć na miejscu Kiryła Maksymowa.
Wyobraź sobie, że wracasz do domu, który okazuje się nie być już Twoim domem. Zamieszkany przez obcą kobietę, posiadającą dokumenty potwierdzające jej zameldowanie. Całkowicie odmieniony, choć to przecież niemożliwe, by w kilka zaledwie godzin zdążyć wymienić meble, tapety i podłogi. Twój ukochany pies, który był z Tobą właściwie od zawsze, nagle zaczyna na Ciebie warczeć, zupełnie Cię nie poznaje. Poznawać przestają Cię też znajomi, najbliżsi przyjaciele, w końcu i rodzice. Klucz do mieszkania łamie się w pół, wszelkie dokumenty potwierdzające Twoje istnienie w tajemniczy sposób znikają, a w końcu i dowód tożsamości rozpada Ci się w rękach. Jesteś, a chwilę później jakby Cię nie było.
Tak właśnie stało się z głównym bohaterem Brudnopisu. Został całkowicie wymazany, jak się okazuje nie bez powodu. Zupełnie zniknął ze znanego sobie świata, po to by pojawić się w innym. Albo nawet w kilku innych i przyjąć całkiem odpowiedzialną funkcję, do której jest zupełnie nieprzygotowany.
Książka rosyjskiego pisarza, choć nieformalnie, została jednak podzielona na dwie części. W pierwszej z nich obserwujemy cały proces znikania, w drugiej przyglądamy się temu jak Kirył radzi sobie w nowej roli. Pierwsza wprowadza nas w klimat powieści, przy drugiej ledwo co nadążamy z przewracaniem stron, bo im dalej, tym bardziej akcja przyspiesza, po to, żeby zostawić nas z pełnym niedomówień zakończeniem i chęcią natychmiastowego sięgnięcia po część kolejną.
Łukjanienko bardzo swobodnie i jakby mimochodem wtrąca do powieści swoje własne przemyślenia. A to w postaci słów kilku o współczesnych zespołach muzycznych, a to licznych odwołań do literatury. Tej wysokich lotów, do której sam autor nie jest przekonany, tej popularnej, jak Harry Potter czy Władca Pierścieni i tej tworzonej przez współczesnych rosyjskich fantastów, a nawet przez niego samego.
Właściwie każdy rozdział rozpoczyna się takim krótkim wstępem, odnoszącym się w jakiś sposób do treści, ale nie związanym z nią ściśle, który pozwala nam się doskonale wczuć w klimat. A klimat tu jest, oj jest… Mroźna Moskwa, tajemniczy Kimgin, słoneczna plaża zwana Skansenem czy Nirwana, gdzie od momentu wejścia automatycznie poprawia nam się humor to miejsca, do których prowadzi nas autor. Miejsca, do których każdy z nas chciałby zaglądnąć choć na krótką chwilę.
Zresztą nie tylko miejsca Łukjanienko tworzy z wielką fantazją, także jego poznacie są barwne, nie pozostawiające obojętnym, i mimo pewnych ulepszeń, na wskroś ludzkie. Od pierwszych stron czytelnik czuje swego rodzaju więź z Kiryłem, Kotia jest przyjacielem z rodzaju tych, których każdy z nas chciałby posiadać (przynajmniej do czasu), a Natalia Iwanowa z miejsca budzi wstręt.
To było moje pierwsze spotkanie z tym rosyjskim pisarzem, ale już wiem, że z pewnością nie będzie ostatnim.
Siergiej Łukjanienko, Brudnopis, Warszawa, Wydawnictwo MAG 2008.