Jak często zdarza wam się sięgnąć po jakąś książkę pod wpływem zupełnie innej? Mi wcale nie tak często, ale czytając Pragnienie usłyszałam o Śmierci Jezusa i pomyślałam, że z czytania ich obu może wyjść całkiem niezłe porównanie, byłam ciekawa dwóch zupełnie różnych spojrzeń na jedną sprawę, w dodatku uznałam, że okres wielkopostny (tak, tak, mam spore opóźnienia w pisaniu) będzie idealnym czasem na zapoznanie się z najnowszą książką Coetzeego, ale… Śmierć Jezusa okazała się zupełnie nie tym, czego się spodziewałam.

– Masz mylne wyobrażenie o tym, co znaczy czytać. Czytanie nie polega po prostu na przemienianiu drukowanych znaków w dźwięki. Jest czymś głębszym. Prawdziwe czytanie oznacza słuchanie tego, co książka ma do powiedzenia, i rozważanie tego, a może nawet prowadzenie w umyśle rozmowy z autorem. Oznacza dowiadywanie się czegoś o świecie: takim, jaki jest, a nie jakim chciałbyś, żeby był.*
Wszystko zaczyna się od niepozornego meczu piłki nożnej, rozgrywającego się między kolegami z podwórka. To tam dostrzega Davida Julio Fabricante, kierownik sierocińca Los Halcones, który pragnie zwerbować chłopca do swojej drużyny. To uruchamia całą lawinę wydarzeń, bo oto dziesięciolatek postanawia nie tylko dołączyć do piłkarskiej drużyny, ale także opuścić swoich przybranych rodziców, mianować się sierotą i zostań kimś w rodzaju przywódcy dla innych dzieci. I uwierzcie, że naprawdę nie wyniknie z tego nic dobrego…
Jak jest, kiedy się umiera? Widzę to tak: leżysz i patrzysz w błękitne niebo. Czujesz się coraz bardziej senny. Spływa na ciebie wielki spokój. Zamykasz oczy i… odpływasz. Kiedy się budzisz, jesteś na łodzi przemierzającej ocean, z wiatrem na twarzy i krzyczącymi nad głową mewami. Wszystko wydaje się nowe i świeże. Jest tak, jakbyś w tej właśnie chwili znów się narodził. Nie masz żadnych wspomnień o przeszłości, żadnych wspomnień o umieraniu. Świat jest nowy, ty jesteś nowy, w twoich rękach i nogach jest nowa siła. Tak to wygląda.**
Na początku czytałam tę książkę z entuzjazmem, który ze stronę na stronę coraz bardziej wygasał. Zaczęłam doszukiwać się nawiązań do Biblii, ale najwidoczniej za słabo znam Biblię, by znaleźć tu jakiekolwiek analogię (poza tą oczywistą – rodziną Davida). Sprawy nie ułatwiło także to, że żadna z postaci wykreowanych przez Coetzeego nie wzbudziła we mnie cieplejszych uczuć. Arogancki Julio, krnąbrny David, nieporadny Simon i wiecznie skrzywdzona Ines nie stanowią zbyt zachęcającej mieszanki charakterów. Być może też w odbiorze przeszkodziło mi to, że nie znałam poprzednich książek z tego cyklu, ale szczerze mówiąc o tym, że Śmierć Jezusa stanowi zwieńczenie cyklu dowiedziałam się już po jej przeczytaniu. Jestem więc trochę jak ten Simon, nie potrafiący dojrzeć przesłania, nie dostrzegający w swym synu nic nazbyt szczególnego.
John Maxwell Coetzee, Śmierć Jezusa, Kraków, Wydawnictwo Znak 2020
*s. 18
**s. 160-161