Słyszeliście o Wielkim Głodzie? Coś tam pewnie się o uszy obiło. Coś tam kiedyś przed oczami mignęło. Ale ile tak naprawdę wiecie o tym, co działo się w nie tak dalekiej przecież przeszłości? W nie tak odległym wcale miejscu. Ile tak naprawdę słyszeliście o braku żywności doprowadzającym do utraty godności, do zbierania resztek z ulicy, do zapychania żołądków krowim łajnem, do zjadania nie tylko obcych, ale i swoich najbliższych? Hołodomor. Już sama nazwa przyprawia o dreszcze…

Głód, który najpierw zrobił z Ukraińców złodziei, teraz czyni ich szaleńcami. Głodna kobieta wyrzuca z domu matkę. Chłopiec nie przejmuje się śmiercią ojca. Matka nie daje córce chleba, bo ta i tak za chwile umrze. Rodzina zamyka szukającego chleba pięciolatka w piwnicy, by przypadkiem nie zabrał im jedzenia. Ojciec rozwścieczony płaczem wygłodniałych dzieci dusi niemowlę w kołysce, a dwoje starszych zabija, uderzając nimi o mur. Inny od dłuższego czasu nie może zdobyć nic do jedzenia, rozpala więc w piecu, zatyka komin i dusi całe swoje potomstwo.*

Gareth Jones był młodym dziennikarzem, który w latach 30. XX wieku odbył kilka podróży po krajach Związku Radzieckiego. Przebywał w samym środku tragicznych wydarzeń, na własne oczy widział ludzi pozbawionych wszelkich nadziei na pomoc, przerażonych tym, co się z nimi dzieje, zastraszanych przez ówczesną władzę, cierpiących z głodu i dopuszczających się aktów kanibalizmu. O wszystkim, co udało mu się zobaczyć pisał i mówił podczas konferencji prasowych. Niestety, wszystko zostało zanegowane. Losami Ukraińców nikt się nie zainteresował, fakty przytaczane przez Jonesa zostały bardzo szybko wyciszone, a on sam zginął w niewyjaśnionych okolicznościach.

Po ponad 80 latach Mirosław Wlekły udał się na Ukrainę śladami Garetha Jonesa, by znaleźć ludzi, którzy mogą Hołodomor jeszcze pamiętać. Świadków, którzy mogliby cokolwiek o nim opowiedzieć. Co zadziwiające, mimo upływu tak wielu lat, nawet dziś niewielu chce o tym rozmawiać. Ci, którzy cokolwiek jeszcze z tamtych wydarzeń pamiętają, bagatelizują je do granic możliwości, udając wciąż, że nic wielkiego się nie wydarzyło. Mało jest takich, którzy odważyliby się mówić o wielkiej krzywdzie, jakiej doświadczyli oni i ich najbliżsi. O krzywdzie, którą zgotował im wcale nie los, ale świadoma doskonale tego, co się dzieje grupa ludzi zaślepiona rządzą władzy, żądna ślepego posłuszeństwa, wierząca w to, że może zdobyć świat i sprytnie ukrywająca to, o czym ten świat powinien usłyszeć. 

Gareth Jones. Człowiek, który wiedział za dużo to osadzona mocno na tle polityczno-historycznym próba odtworzenia ostatnich lat życia dziennikarza odznaczającego się wyjątkową odwagą i ocierająca się o brawurę chęcią pisania i mówienia o tym, o czym pisać i mówić się tyle nie wypada, co wręcz nie powinno się. To swoisty hołd złożony temu, którego doniesienia w światowej prasie zostały zanegowane, którego bezpośrednie relacje z miejsca, w którym bywał osobiście zostały zamiecione pod dywan, którego stłamszono za chęć głoszenia prawdy tam, gdzie nie chciano tej prawdy słuchać. Kto wie, co by się stało, gdyby w obronie Jonesa stanęli ci, którzy powinni? Gdyby, zamiast obracać głowę w drugą stronę i udawać, że nic się nie dzieje, zechciano chociaż zweryfikować podawane przez Garetha informacje?

Tego się nikt już nigdy nie dowie. Jak i tego, co tak naprawdę stało się z Jonesem. Książkę natomiast ogromnie polecam, ja czytałam ją pełna niedowierzania, nie potrafiąc zrozumieć jak można było dopuścić do tego wszystkiego. Warto przeczytać, warto zagłębić się w ten temat, warto po prostu wiedzieć o tym, o czym mówi się niewiele albo wcale. Choćby dlatego, że to nie są wcale tak odległe wydarzenia. Choćby po to, by to się już nie powtórzyło.

Mirosław Wlekły, Gareth Jones. Człowiek, który wiedział za dużo, Kraków, Wydawnictwo Znak 2019

*s. 203