Nigdy nie grałam w Piaski czasu, szczerze mówiąc mało jest gier, o których słyszałam, a grałam w jeszcze mniej i gdyby nie M. nawet nie wiedziałabym, że taka gra istnieje, ale, że chcę zobaczyć jej ekranizację wiedziałam już od momentu kiedy po raz pierwszy zobaczyłam trailer, a było to chyba jeszcze w lutym. Swoją drogą nie wiem po co aż tyle wcześniej zaczynają puszczać zapowiedzi, człowiek się tylko denerwuje i niecierpliwi. No nic, odczekaliśmy swoje, a gdy tylko film pojawił się w kinach pobiegliśmy czym prędzej i… och, warto było czekać, bo film jest świetny!

Dastan (Jake Gyllenhaal) jako mały chłopiec zostaje przygarnięty do rodziny królewskiej. Kilkanaście lat później, podczas jednej z wypraw wojennych, perska armia napada na święte miasto Alamut, bo istnieje podejrzenie, że właśnie w tym mieście wyrabiana jest broń dla ich wrogów. Za sprawą Dastana Persowie odnoszą zwycięstwo, a do jego rąk trafia sztylet, który cofa czas. Niestety kilka godzin później, podczas uczty król Persji ginie, a Dastan zostaje okrzyknięty zdrajcą i skazany na śmierć. Uciec pomaga mu księżniczka Alamutu – Tamina (Gemma Arterton). I tu zaczyna się już ostra jazda  bez trzymanki, na jaw wychodzą tajemnice i grzeszki rodziny królewskiej, zwłaszcza jednego z jej członków, a nasi bohaterowie muszą koniecznie donieść sztylet do świątyni, aby uratować świat.

Temat znany i oklepany. Cóż, nie oszukujmy się, odwieczna walka dobra ze złem, bohater, który, najczęściej z jakąś pięknością u boku, musi uratować ludzkość przed zagładą zawsze będzie dobrym tematem na film. Ale nie o temat tu chodzi, a o wykonanie, a ono jest idealne pod każdym względem. Poza tym mamy tu jeszcze jeden element, sztylec cofający czas. Chyba nie jestem jedyną osobą, która miałaby radochę z takiego prezentu. Wracając jednak do wykonania, cóż, podobali mi się Piraci z Karaibów, nawet bardzo, ale to co ich twórcy pokazali przy tej produkcji to, jak dla mnie, mistrzostwo. Doskonała scenografia i muzyka, która mnie zachwyciła. Jeśli zaś chodzi o aktorów, początkowo Gyllenhaal nie bardzo pasował mi do roli księcia, ale zagrał po prostu świetnie. Poza tym genialny Ben Kingsley w roli złego stryja, no i Gemma Arterton zachwycająca urodą. Choć nie, nie zachwycam się aż tak bardzo głównymi postaciami, bo moim sercem zawładnęła postać szejka Amara (Alfred Molina), on, jego wypowiedzi, miłość do strusi… a zresztą, sami zobaczcie. Warto!

Ocena: 6/6