Przyznaję z pewnym zmieszaniem, choć jestem pewna, że większość rodziców tak robi, iż są takie książki dla dzieci (albo młodszej młodzieży), które zamawiam głównie z myślą… o sobie samej. I właśnie 101 obrzydliwych faktów jest jedną z TYCH książek, bo choć owszem, przeczytałam ją także Bąblowi, to sama miałam z jej czytania równie dużo radochy (albo i nawet więcej).

Krew, pot, siki, kupa, rzygi… Cóż, tak, tego wszystkiego znajdziecie tu mnóstwo. Więc jeśli serio krzywicie się na wzmiankę o tym, że Picasso do stworzenia niektórych obrazów używał zawartości pieluszek swojej wnuczki*, to od razu odpuśćcie sobie lekturę. Jeśli jednak wydaje wam się to w jakiś sposób ciekawe, wciąż obrzydliwe, ale jednak nieco fascynujące, a poza tym chcielibyście zabłysnąć takimi ciekawostkami albo może za ich pomocą rozładować nieco zbyt sztywną atmosferę na rodzinnej imprezce – bierzcie, częstujcie się – 101 obrzydliwych faktów to coś w sam raz dla was!

Książkę podzielono na dziesięć części, w których znajdziemy ciekawostki dotyczące między innymi naszego ciała, zwierząt, roślin, jedzenia czy też dziwnych zwyczajów.

Wiecie co uznano za najbardziej obrzydliwą rzecz na świecie? Króla Słońce, który przyjmował interesantów siedząc na… ekhm… tronie? Eee, nie. Przemieszczający się po lesie grzyb zwany przez Szwedów masłem trolli, przez Anglików zaś śluzowatymi wymiocinami psa? Nope. Przebijanie sobie policzków i języka wielkimi szydłami i igłami? Nie-e. Opluwanie panny młodej w dniu jej zaślubin? Wciąż za mało obrzydliwe. A może zjedzenie kanapki z kiszonym… śledziem? Ha! Nie liczcie na to, że wam powiem, musicie przeczytać tę książkę! Do końca! Tym bardziej, że po drodze dowiecie się także, że istnieją perfumy imitujące zapachy różnych wydzielin ludzkiego ciała (nie ma to jak przez cały dzień napawać się zapachem krwi i spermy, prawda?), małe koale i pandy z przyjemnością zjadają kupy swoich mam, a czekolada może zabić. Naprawdę!

Dzięki książce Mathildy Masters cofniemy się też do czasów starożytnych i dowiemy się, że antyczne kobiety z niemałą przyjemnością taplały się w krokodylich kupach, pierwsze toalety w Rzymie były miejscem wymiany bieżących nowinek, bo latryny nie były od siebie w żaden sposób oddzielone, a samo miasto było także miejscem, w którym pracowali… wymiotni niewolnicy. Wiem jak to brzmi, ale serio, na każdej rzymskiej uczcie był obecny osobnik, który odpowiadał za zbieranie i sprzątanie wymiocin tych, którzy zjedli za dużo.

Różnych takich, ekhm, smaczków jest tu wiele, wiele więcej, zresztą sami przyznacie, że sto jeden to całkiem spora liczba ciekawostek. Można to wszystko czytać od deski do deski, można też na wyrywki, jak komu wygodnie. I choć wśród 101 obrzydliwych faktów znajdzie się kilka informacji, które zapewne nie będą żadnym zaskoczenie, to jednak dla mnie wiele rzeczy było zupełnie nowych. Całość napisana jest bardzo lekko i interesująco, a autorka często zwraca się bezpośrednio do czytelnika, co potęguje wrażenie bliskości, takiego poczucia jakbyśmy siedzieli razem na kanapie i przerzucali się coraz to ciekawszymi informacjami. Mnie się podobało, mam nadzieję, że i wam będzie.

Pssst… Uważajcie też na żelki i lody!

Mathilda Masters, il. Madeleine van der Raad, 101 obrzydliwych faktów, Warszawa, Nasza Księgarnia 2020

*s. 47