Pewnie większość mam to mówi, ale moje dziecko je bardzo mało. W sensie takim, że niewiele jest rzeczy, które potrafi zjeść bez kręcenia nosem i wybrzydzania. Jajko? Nie za bardzo. Mięsko? Ewentualnie w postaci parówki. Bułeczka? Owszem, ale najlepiej sucha. Efekt jest taki, że codzienne śniadania są dla mnie twardym orzechem do zgryzienia, bo właściwie Bąbel mógłby jeść na zmianę mleko z płatkami (tymi czekoladowymi, a jakże) i placki (tu istnieje pełna dowolność, choć z tymi wytrawnymi raczej bym nie przesadzała – nadal idziemy w stronę słodkiego). Oczywiście, jako osoba sama dość mocno wybrzydzająca w kwestii jedzenia, dopóki dziecko mam zdrowe i zadowolone, nie czepiam się tego wszystkiego za bardzo, tłumacząc sobie, że kiedyś przyjdzie taki moment, gdy drzwi od lodówki nie będą się zamykać, ale mimo wszystko ciągle szukam. Nowych pomysłów. Inspiracji. Czegoś, co moje dziecko pochłonie równie chętnie jak poranny jogurt.

Książka, która trafiła w moje ręce nie do końca spełniła co prawda śniadaniowe zachcianki Bąbla, ja zresztą też wielu z podanych propozycji nie zjadłabym na pierwszy posiłek dnia (chyba nie przełknęłabym z samego rana grillowanej ryby czy leniwych klusek, mimo całej miłości zarówno do jednego, jak i drugiego dania), ale zachwyciła swoim wydaniem i absolutną różnorodnością podanych receptur.

Śniadanka z czterech stron świata to ponad siedemdziesiąt przepisów na potrawy z najrozmaitszych zakątków. Celowo piszę potrawy, nie śniadania, bo uważam, że wiele z tych dań z powodzeniem można podać w formie obiadu lub kolacji (chociażby jordański falafel, rosyjską kaszę z grzybami, caldo de gallina, czyli peruwiański rosół czy też malezyjskie curry z ciecierzycy). Poszczególne państwa zostały ułożone alfabetycznie, a pod każdym z nich znajdziemy po dwa często, bardzo charakterystyczne dla danego obszaru, przepisy. Znajdziemy tu więc tradycyjne English breakfast, chińskie dim sum, egipską szakszukę, francuskie croissanty, izraelski baba ganoush, meksykańskie churros czy wietnamską zupę pho.

Ja zdecydowanie wypróbuję przepisy na duńskie ymerdys, bo to doskonały pomysł na wykorzystanie czerstwego chleba żytniego, który w innym przypadku zapewne wylądowałby w koszu; kanadyjskie bułeczki cynamonowe, bo wierzę, że spotkają się z pełną aprobatą Bąbla i jamajski chlebek kokosowy, bo, jak sądzę, będzie po prostu pyszny.

Wydanie tej książki jest cudowne, spójność fotografii zdecydowanie zachwyca, a pojawiające się na co drugim zdjęciu dzieciaczki, jedne mega uśmiechnięte, inne jakby trochę spłoszone, a część z typowym dla tego wieku foszkiem, wywołają w odbiorcy masę ciepłych uczuć. Co do samych przepisów zaś – myślę, że każdy znajdzie tu coś dla siebie – śniadanka mięsne i bezmięsne, słodkie i te bardziej wytrawne, bardzo lekkie i mega sycące. Zachęcam, by chociaż zajrzeć do środka.

Vanessa Lewis, Śniadanka z czterech stron świata, Kraków, Wydawnictwo Znak 2019