Właściwie nie dziwię się, że Richard Paul Evans posiada spore grono wielbicielek z niecierpliwością czekających na każdą jego kolejną publikację. Nie dziwię się obecności jego powieści na listach bestsellerów, temu że rozchodzą się w ogromnych nakładach i biją rekordy sprzedaży. Evans doskonale wie jakich chwytów użyć, by zdobyć miłość czytelniczek.
Tym razem autor przenosi czytelnika odrobię w przeszłość, do Salt Lake City początku XX wieku, gdzie poznajemy Davida Parkina, kolekcjonera pięknych zegarów, młodego biznesmena, ale starego kawalera, który właściwie nie zamierzał z nikim się wiązać, dopóki w jego biurze nie pojawiła się MaryAnn Chandler. Już wiadomo, co będzie dalej, prawda? Chociaż może nie do końca, bo droga tych dwojga mimo wszystko nie będzie usłana różami, a duży wpływ na ich historię będzie miał bliski przyjaciel Davida i… tytułowy zegarek z różowego złota.
Zegarek z różowego złota mógłby być dobrą książką, bo też Evans porusza ważne tematy, takie jak rasizm czy przedwczesna strata dziecka, ale jest to u niego potraktowane tak powierzchownie, że mnie w ogóle nie poruszyło. Po kilku jego książkach mam wrażenie, że to autor, który tworzy dla konkretnego typu czytelnika, takiego, który potrzebuje szybkiego wzruszenia, bez zbędnego zagłębiania się w temat i w zasadzie bez przywiązywania się do bohaterów, bo ci są w każdej powieści właściwie tacy sami. Pewnie, i takich książek potrzebuje ludzkość, a Evans, jak pisałam, doskonale wie jakich chwytów użyć, by te kilka łez z odbiorców wycisnąć, ale u mnie chyba nadeszła pora na zakończenie znajomości z tym autorem. Znaczy miło było, fanką jednak zdecydowanie nie zostanę.
Richard Paul Evans, Zegarek z różowego złota, Kraków, Znak 2013