Blog niecodzienny, mimo że przyjemny, jest dla mnie dowodem na to, że przeniesienie tego, co w internecie na papier, nie zawsze się sprawdza.

Notki z Bloga niecodziennego obejmują okres ośmiu lat, od września 2006 do lutego 2014 roku i dotyczą właściwie wszystkiego, co dzieje czy też działo się wokół, tego o czym było głośno i tego, o czym aż tak głośno nie było. Właściwie prawda jest taka, że każdy najdrobniejszy szczegół może być zaczątkiem kolejnego tekstu. A druga prawda jest taka, że to, co staje się zaczątkiem nie zawsze jest głównym tematem, bo mimo tego, że zapiski nie powalają długością, to Czubaszek niejednokrotnie zaskakuje zaczynając od jednego, a na zupełnie czym innym kończąc. 

Mamy tu zupełny misz-masz tematów, choć w większości autorka skupia się na polityce i życiu celebrytów. Pisze więc Czubaszek między innymi o kolejnych wyborach, jako zagorzała i wierna nałogowi palaczka często nawiązuje do zakazu palenia, pisze o gwiazdach programu Taniec z gwiazdami, tworzy własną książkę, a przynajmniej je zaczątki oraz właściwie nieprzerwanie dyskutuje z córką swojej sąsiadki o dwucyfrowym ilorazie inteligencji, na przykład na temat związków, młodości i starości, posiadania i nieposiadania dzieci, tego, co pokazują w telewizji oraz, najczęściej, czasem dość absurdalnych newsów publikowanych w najpopularniejszych brukowcach.

Choć to wszystko mogłoby się wydawać ciekawe, a Marii Czubaszek trudno odmówić talentu do umiejętnego, zabawnego i ironicznego komentowania bieżących wydarzeń, to niestety tym razem okazuje się, że to, co sprawdza się na blogu, niekoniecznie można przemienić w interesującą książkę. Bo mimo że zapiski Czubaszek są krótkie, zwięzłe i na temat, że na tych ponad ośmiuset stronach czuć cięty język autorki, że dziennikarka często bawi się słowem i nie stroni od ironii, że jej spostrzeżenia są w większości tak trafne, że choć śmiszno, to czasem i straszno, i wreszcie, że czyta się to wszystko naprawdę przyjemnie, to skondensowanie blogowych notek z niemal ośmiu lat w formie książki koniec końców daje poczucie zmęczenia tematem. To, co działo się w 2006 czy 2007 roku, choćby tym wówczas żyła cała Polska, było ważne właśnie wtedy, a dziś już naprawdę w większości nie ma żadnego znaczenia. Wierzę oczywiście, że przed wydaniem Bloga niecodziennego przeprowadzono należytą selekcję, ale może była zbyt mała? Może należałoby to jeszcze bardziej okroić? Albo w ogóle zrezygnować z tych pierwszych blogowych lat… Sama nie wiem.

Prawda jest też taka, że choć czas spędzony pomiędzy okładkami jest naprawdę całkiem przyjemny, to po przerzuceniu ostatniej strony tej książki niewiele z niej zostaje w głowie. Blog niecodzienny sprawdzić się może jako przerywnik pomiędzy innymi, bardziej angażującymi lekturami, do czytania jednej, dwóch, trzech notek dziennie, ot tak dla rozluźnienia i poprawy humoru, ale do pełnowartościowej lektury trochę mu niestety brakuje, a czytany ciągiem zupełnie się nie sprawdzi.

Maria Czubaszek, Blog niecodzienny, Warszawa, Prószyński i S-ka 2014