…na jakiś czas 😉 W końcu, choć myślałam, że w tym roku to się już nie uda, jedziemy się wypoczynkować. W dodatku mieliśmy jechać dopiero w piątek, ale tak się jakoś udało, że jedziemy już dziś, więc lecę się zaraz pakować (czego szczerze nie cierpię), ogarnąć, nie wiem jak to wszystko zrobię, będę dziś latać jak potłuczona pewnie. Ale póki co spokojna herbatka mi się przecież należy.

W każdym razie cieszę się jak głupia, mam przeogromną nadzieję, że pogoda jeśli nie cudowna, to będzie przynajmniej znośna (byleby nie lało, błaaaagam!) i wierzę w to, że przynajmniej lekka zmiana klimatu pozwoli mi na powrót tutaj ze zdwojoną siłą do dalszego pisania. 

No i nie powiem, byłoby miło gdyby ktoś tu jednak na mnie czekał ;))

EDIT ;))

Przy pakowaniu.

Tato: Może Ci osobną walizkę na książki dać?

Ja: Weź przestań, bo ja nawet nie wiem ile mam ze sobą wziąć :(.

Tato: No jak… jedna na dzień. To… 15?

 

Taaaak, już widzę minę M. ;DD