Filip Engell to dziecko, o jakim marzą wszyscy rodzice. Ułożone, posłuszne, dobre, uczynne, pomocne, uczciwe, szczere. To też uczeń, o jakim marzą wszyscy nauczyciele. Zawsze przygotowany, czasem nawet na zapas, pracowity, punktualny. Słowem… jego zalety można mnożyć w nieskończoność. Niestety, w wyniku pomyłki trafia do Piekła, miejsca gdzie nigdy nie powinien się znaleźć. Na własne nieszczęście dostaje także zadanie, któremu nie jest w stanie podołać. Ma zostać zastępcą samego Lucyfera, który nieubłagalnie zbliża się do kresu swoich dni. Jak z anioła zrobić wzorowego diabła? Czy w ogóle jest to możliwe? Okazuje się, że tak. Przecież każdy z nas ma słabe punkty i pewne granice. Granice po przekroczeniu których nasze oblicze zmienia się nie do poznania.

Uczeń diabła to świetna młodzieżówka, z ciekawie przedstawioną wizją świata piekielnego, do którego raczej nie chcielibyśmy trafić po śmierci. Szalenie spodobała mi się wizja kar przedstawiona przez Andersena. Przykładowo: ulice piekła wybrukowane są głowami tych, którzy za życia deptali innych, w rzece ognia na wieczne topienie się i palenie skazani są inkwizytorzy, którzy za życia postępowali właśnie w ten sposób z kobietami podejrzanymi o czary. Czyli każdemu według jego miary.

Powieść wciąga właściwie od pierwszych stron, a losy głównego bohatera są na tyle interesujące, że ciężko się od niej oderwać. Okazuje się też, że nie taki diabeł straszny jak go malują i także on nie ma serca z kamienia, potrafi się wzruszyć, podziękować czy przeprosić, choć robi to niechętnie i z niemałym zażenowaniem.

Dobrze mi było w świecie stworzonym przez Andersena, polubiłam wykreowanych przez niego bohaterów, z wielkim władcą Piekła na czele i cieszę się, że czeka na mnie druga część Wojny diabłów. Mam nadzieję, że autor znów zapewni mi równie dobrą rozrywkę.

Ocena: 5/6

Kenneth B. Andersen, Uczeń diabła, Warszawa, Wydawnictwo Jaguar 2011.