Oto kolejny dowód na to, że Internet ma wielką moc. Do pewnego momentu nawet nie zwróciłam uwagi na tę zapowiedź i pewnie bym jej nie zwróciła w ogóle, gdyby nie to, że któregoś dnia odniosłam wrażenie, że znajdę ją nawet we własnej lodówce. Ogrom zdjęć na instagramie, ogrom zachwytów tu i tam, i naprawdę ładne wydanie z płócienną okładką, sprawiło, że w końcu zapragnęłam tę książkę przeczytać. Efekt jest taki, że rzuciłam się na Włoskiego nauczyciela jak szczerbaty na suchary. I naprawdę, bolą mnie po tym dziąsła…

Pinch, a właściwie Charles Bavinsky miał szczęście urodzić się synem geniusza. Ojciec będący jednym z najlepszych malarzy ówczesnych czasów jest jednocześnie jego przekleństwem, zwłaszcza, że Pinch nie jest dzieckiem jedynym, a w różnych zakątkach Europy żyje trzynaścioro jego rodzeństwa. Pinch jednak od zawsze był synem wyjątkowym – jakby bliższym niż pozostałe dzieci, najbardziej hołubionym, najbardziej zaufanym, wreszcie najbardziej wykorzystywanym. Z łatwością dającym się zresztą wykorzystywać na wszelkie możliwe sposoby. Jego życie, odkąd ukończył pięć lat aż do samej śmierci staje się tłem opowieści o tej na wskroś dziwnej, a w moim odczuciu po prostu niezdrowej, więzi ojca z synem.

Włoski nauczyciel to opowieść o zawiłych relacjach rodzinnych, w których jedna osoba jest tak ślepo zapatrzona, tak bardzo oddana drugiej, że zaczyna zapominać o samym sobie. O własnych marzeniach, pragnieniach, a momentami nawet podstawowych potrzebach. Przy czym ta druga, równie ślepo wierząc we własną wyjątkowość, skrzętnie to wykorzystuje.

Sama relacja na linii wiecznie nieobecny, genialny ojciec i ciągle zabiegający o jego uwagę zagubiony syn jest niezwykle ciekawa i naprawdę nieźle zobrazowana. Kuleje jednak cała reszta. Tło tej relacji, cały życiorys Pincha jest tak nudny, że w pewnym momencie miałam już nieco dosyć czytania o jego porażkach w życiu tak zawodowym, jak i miłosnym. Pinch w ogóle należy do kategorii bohaterów niezwykle irytujących swoją nieporadnością i choć oczywiście mam świadomość skąd się ta ona bierze, to i tak wielokrotnie miałam ochotę porządnie potrząsnąć tym chłopcem. A potem i mężczyzną, który mimo upływających lat, ubywających włosów i przybywających kilogramów wciąż tym chłopcem pozostał. Nieśmiałym, zabiegającym o miłość i atencję ojca, który tak naprawdę nigdy tym ojcem nie był i nie potrafił być.

Do samego końca czekałam na efekt wow, tym bardziej, że w pewnym momencie Pinch dopuścił się czynu, który mógłby odmienić nie tylko jego relacje z ojcem, ale i całe jego życie wywrócić do góry nogami. I to był ten moment, który sprawił, że przez krótką chwilę uwierzyłam w to, że po nieco może przedłużonym, nudnym wstępie, wreszcie nastąpi totalne przyspieszenie i zaskoczenie. Nie nastąpiło. A ja po lekturze czuję jeden wielki niedosyt…

Tom Rachman, Włoski nauczyciel, Kraków, Wydawnictwo Znak 2019