Zawsze się zastanawiam co decyduje o tym, że o jednym tytule trąbi się na prawo i lewo, a o innym ciężko znaleźć jakiekolwiek informacje. Jak to jest, że słabe powieści trafiają na plakaty w całym kraju, a te, które naprawdę warte są uwagi przechodzą zupełnie bez echa. Tak jak Patrz jak tańczę – wydana całkiem niedawno książka, która zachwyca pod każdym względem, a jednak mam wrażenie, że niewielu o niej słyszało.

PatrzJakTancze

Bohaterki tej powieści są dwie. Jedna z nich to jeszcze dziecko, jedenastoletnia dziewczynka, która stara się jak najbardziej odciąć od kłótni rodziców i poniekąd w ten sposób zatraca się coraz bardziej w świecie tańca, który ją fascynuje i pociąga. Obserwujemy jej dorastanie, jej kolejne małe sukcesy, jej poświęcenie w drodze do osiągnięcia celu. Jednocześnie widzimy jej zagubienie, jej samotność, jej pragnienie bliskości, którą wreszcie znajduje u boku Maurice’a – mentora, nauczyciela, w jakimś stopniu idola, wskazującego odpowiednie ścieżki i pomagającego w dojściu do perfekcji, a jednocześnie partnera raczej niezbyt odpowiedniego, zbyt dojrzałego, wykorzystującego dziecięce zagubienie i niewinność. Ciągnącego Mirę ku przepaści.

Może ludziom, którzy każą sobie zaufać, nie można ufać, a to ci, którzy o nic nie proszą, są przy tobie, kiedy ich potrzebujesz.*

Z drugiej strony obserwujemy Kate, panią doktor wykładającą na collegu. Również zafascynowaną tańcem, ale zdaje się w zupełnie inny sposób. Dojrzałą kobietę, która mając za sobą mnóstwo bolesnych doświadczeń, niepostrzeżenie wikła się w romans z jedną ze studentek, który może całkowicie zniszczyć jej karierę. Uciekając nieco przed konsekwencjami, a przede wszystkim chcąc zrozumieć sytuację, w której się znalazła, wyrusza w podróż na spotkanie z przeszłością, mającą przynieść jej odpowiedzi na pytania snujące się za nią jak cień przez całe dorosłe życie.

Wiem, że zawsze istnieje więcej niż jedna wersja przeszłości. Wskrzeszamy tę, która odpowiada potrzebom chwili obecnej.**

Cała powieść toczy się dwutorowo, oczywiście losy obydwu bohaterek w którymś momencie się łączą i czytelnik spodziewa się tego właściwie od początku, bardzo szybko można też dojść do tego jak to połączenie będzie wyglądać. To, że zabrakło mi tu tego elementu zaskoczenia, tego efektu wow, nie zmienia naprawdę faktu, że całość jest po prostu doskonale napisana.

Sari Wilson zabiera nas w podróż do hermetycznego świata baletu, odsłaniając to, co dla większości z nas jest zupełnie niedostrzegalne. Świata o tyle wysublimowanego i wzbudzającego zachwyt, co jednocześnie bardzo wymagającego, zmuszającego do wielu poświęceń, powiedziałabym, że wręcz wyniszczającego. Dla kogoś z zewnątrz to może być świat z marzeń. Dla widzów, oglądających tylko ostateczny efekt, to świat pełen niewinności i niewysłowionego piękna, dla kogoś natomiast kto, tak jak bohaterki tej powieści, tkwi w samym jego środku to świat pełen zepsucia, niepotrzebnego poświęcenia i zbyt wielu wyrzeczeń, których można by uniknąć. Nasączony w dodatku zbyt wielką władzą tych, którzy coś już osiągnęli nad tymi, którzy pragną dojść do ich poziomu.

Porwał nas wir, powietrze płonęło, syreny nas rozszarpywały, a my tańczyłyśmy, żeby się nie oparzyć. Ale to nieuniknione. Życie zawsze parzy.***

Patrz jak tańczę to powieść o ogromnej pasji i tym, jak bardzo definiuje ona nasze życiowe wybory, ścieżki, którymi będziemy podążać, ale też o tym jak ta pasja może nasze życie doszczętnie zniszczyć. To opowieść o dzieciństwie zakończonym zbyt szybko i o dorosłości, która przyszła tak niespodziewanie, że nikt nie był na nią gotowy. O dorosłych, którzy wykorzystują dziecięcą niewinność i dzieciach, które ufają zbyt bardzo. O krzywdzie, która rodzi się ze zbyt wielkiej samotności. O potrzebie bliskości. O zdeptanych marzeniach. O przeszłości, która za nic nie pozwala o sobie zapomnieć.

Powieść utrzymana w niezwykłym klimacie, wzbudzająca całą masę różnorodnych emocji. Od zachwytu, przez niezrozumienie, aż po gniew. Polecam gorąco.

Sari Wilson, Patrz jak tańczę, Warszawa, Wydawnictwo W.A.B. 2018

*s. 156

**s. 314

***s. 355