O tym, że Gotowanie jest super nie trzeba mnie przekonywać, jak mogłabym nie zajrzeć do książki o tak entuzjastycznym tytule?
Zapamiętane domowe jedzenie zawsze będzie miało pierwszeństwo w moim sercu i na moim talerzu. I chociaż wciąż uczę się nowych rzeczy, zdobywam nowe doświadczenia i umiejętności – aromaty z kuchni w moim rodzinnym domu na zawsze pozostaną dla mnie wyznacznikiem tego, co dobre, pyszne, najsmaczniejsze*.
Adam Kozanecki gotowania uczył się w rodzinnym domu, od mamy, babci, podpatrując je w kuchni. I mimo drogi jaką przeszedł od tych pierwszych prób gotowania, mimo udziału w MasterChefie, wielu kulinarnych eksperymentów i łączenia nietypowych smaków, w jego książce zdecydowanie widać te miłość do tradycyjnej, polskiej kuchni, opartej na łatwo dostępnych, sezonowych produktach.
W naszej rodzinie nie było ani jednego zawodowego kucharza, choć w gruncie rzeczy kucharzem był każdy bez wyjątku. Każdy gotował, by żywić swoją rodzinę, i takiemu podejściu hołduję także ja**.
Lubię gotować, zdecydowanie, uwielbiam to zadowolenie na twarzy męża, pochwały od mamy, która w kuchni jest dla mnie największym wzorem. Niemniej jednak nie lubię się przy tym gotowaniu męczyć. Musi być smacznie, to oczywiste, ale przy tym prosto i najlepiej jak najkrócej, bo dłuższe stanie przy kuchence jest dla mnie jednak stratą czasu. Długo przygotowywane potrawy, którym trzeba poświęcić mnóstwo uwagi, pieczone czy duszone przez kilka godzin mięsa zdecydowanie nie są dla mnie. Jeśli zresztą mówimy o mięsie, to ja jestem raczej z tych, którzy potrafią się bez niego obyć (przez co zarówno moja mama, jak i teściowa wznoszą modły do nieba, bo jak i czym ja karmię tego mojego biednego męża). Natomiast u Kozaneckiego tego mięsa jest całkiem sporo. Kapuśniak na żeberkach, czarna polewka (naprawdę nie wiem co by mnie mogło zmusić do zjedzenia kaczej krwi), krupnik na boczku, ogórkowa na kościach schabowych, do tego pasztet z dziczyzny, rolada z boczku, schab z kością, gęsia wątróbka czy stek z antrykotu i już wiem, że w kuchni nie do końca szukam tego, co proponuje mi finalista programu MasterChef (natomiast mama i teściowa pewnie byłyby zachwycone!).
Oczywiście to nie znaczy, że w jego książce nie znalazłam nic dla siebie. Z przyjemnością wykorzystam większość przepisów na desery, mam na tyle suszonej lawendy, że na pewno wypróbuję ciasto drożdżowe z lukrem lawendowym, domowy budyń różany kusi od pierwszego przejrzenia książki, a tarta z jabłkami i płatkami migdałowymi na pewno umili nam niejeden jesienno-zimowy wieczór. W mojej kuchni zagości też pewnie już wkrótce zupa ze smażonych pomidorów i krem z pieczonych papryk, a na zimniejsze dni na pewno przyda się pomarańczowy krem rozgrzewający z marchwią. Niemniej jednak Gotowanie jest super polecam przede wszystkim tym, dla których mięsko w kuchni to absolutna podstawa.
Adam Kozanecki, Gotowanie jest super, Łódź, Wydawnictwo JK 2016
*s. 13
**s. 9