Bałam się trochę tej książki, nie byłam pewna czy trafi w moje gusta, no bo bądźmy szczerzy… do grupy głównych odbiorców już chyba nie należę, poza tym jakaś gra komputerowa, elementy fantastyki… to nie są moje klimaty. Cóż, zadziałało nazwisko autorki. Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że choć to jej mały skok w bok i coś zupełnie innego niż to, co do tej pory oferowała, 5 sekund do io po prostu musi być dobrą powieścią.

Gdy po strzelaninie, jaka miała miejsce w szkole Miki, dziewczyna dostaje możliwość odcięcia się od tych wydarzeń, wyjechania do innego miasta i w dodatku zagrania w grę, na którą pewnie nigdy nie byłoby jej stać, nie waha się ani chwili. Dodatkowym impulsem, by pomóc policji w odszukaniu kilku zaginionych osób, których zniknięcie może mieć coś wspólnego z grą w technologii Work a Dream, staje się obietnica ponownego zamieszkania z Nikolą, jej młodszą siostrą, obecnie przebywającą w domu rodziny zastępczej. Nic dziwnego, że Mika bez mrugnięcia okiem postanawia wkroczyć na Io, nie wie jeszcze jednak jak niebezpieczna może okazać się ta gra…

Teraz, gdy sama stałam się graczem w rzeczywistości marzeń, nie jest mi trudno stwierdzić, co stało się z ludźmi z wydruku – gra pewnie wciągnęła ich do tego stopnia, że zaczęli zaniedbywać swoje obowiązki i szkołę. Rodzice nie zgadzali się na długie maratony gry, może nawet dostrzegli zmiany w ich osobowościach. Ich dzieci zabrały więc konsole i pouciekały z domów. […] Każda z tych osób pewnie miała problemy albo w domu, albo w szkole. Być może nie potrafili dogadać się z rodzicami albo ze znajomymi. Może czuli pustkę. Może cierpieli tak samo jak ja. […] Cokolwiek jednak było przyczyną, dla której sięgnęli po konsolę Work a Dream, w grze otrzymali bezcenny dar – nowe, anonimowe życie, w którym mogli być tym, kim chcieli*. 

Uzależnić jest się bardzo łatwo. Świat Work a Dream mógłby skusić każdego. Pomyśl tylko… Włączasz konsolę i jesteś zupełnie kimś innym. Wszystko, co widzisz jest tak realne, jakby działo się naprawdę, a nie w wirtualnej rzeczywistości. Czujesz pragnienie, czujesz gorąco, czujesz, gdy ktoś Cię dotyka. Możesz poczuć wszystko. Możesz odnaleźć emocje, których nie doświadczysz w prawdziwym życiu. Możesz wreszcie zaznać tego, czego na co dzień Ci brakuje. W dodatku, przynajmniej na początku wydaje Ci się, że w każdej chwili możesz się odłączyć. Po prostu, w dowolnym momencie wyłączasz grę i żyjesz dalej. To mogłoby wciągnąć każdego z nas, nic więc dziwnego, ze Mika, całkowicie wsiąknęła w ten świat.

Zastanów się, kogo posłałeś do gry! Patrz realnie: dziewczyna jest bardzo samotna, nawet w szkolnej ławce podobno siedzi sama. Młodzież jej nie akceptuje, dyrektorka w szkole powiedziała, że nigdy nie widziała tak zamkniętej w sobie i smutnej uczennicy! I taką osobę ty posyłasz w świat Work a Dream? Oni tam od nowa budują sobie tożsamość! Tam są kim, a tu nikim!** 

Poza światem gry, który został tak doskonale wykreowany, że w pewnym momencie zapominamy o tym, iż Bitwa o Io to tylko wytwór wyobraźni autorki, bardzo istotne jest to, co dzieje się poza nim. Przyznam, że mnie mimo zainteresowania wydarzeniami z Io, mimo całego napięcia, jakie towarzyszyło mi podczas czytania o przygodach Astrid na jednym z księżyców Jowisza, znacznie bardziej zaciekawiło mnie to, co dzieje się poza nim. Samotność Miki, która uderza z każdej strony, jej zagubienie, pragnienie bliskości, potrzeba stworzenia odpowiednich warunków dla siebie i siostry, przedwcześnie nadchodząca dorosłość, próby radzenia sobie w pojedynkę i podświadome szukanie jakichkolwiek ciepłych uczuć ze strony innych, czasem obcych osób. W chwytający za serce sposób Małgorzata Warda pokazuje problemy dzieci, które z różnych powodów trafiają do pogotowia opiekuńczego czy też domu dziecka, jednocześnie zarysowując trudną sytuację rodzeństw, które nie chcą być rozdzielane, bo brat czy siostra, to jedyna prawdziwa rodzina, jaka im pozostała, a jednocześnie nie mają żadnego wpływu na decyzje adopcyjnych rodziców.

Czuję się jak idiotka, kiedy dociera do mnie, że wsiąkłam w fabułę, którą Ian stworzył, i zaangażowałam się tak mocno, ponieważ poza wirtualnym światem nie mam nikogo ani niczego, do czego chciałabym wrócić***. 

Myślałam, że fabuła tej powieści pójdzie w zupełnie inną stronę, że główną osią stanie się strzelanina z pierwszych stron książki, a jednak autorka całkowicie mnie zaskoczyła. To zresztą nie jedyny element powieści, który zaskakuje, bo mimo pewnie dość kuszących możliwości dobrych rozwiązań i happy endów, Warda raczej ich unika, pokazując może dość ciemną stronę rzeczywistości, ale przez to na tyle prawdziwą, że czytelnik nie ma żadnych oporów, by uwierzyć w każde jej słowo. Świat wykreowany w 5 sekund do Io jest w pełni przekonujący, cała konstrukcja książki dokładnie przemyślana, a bohaterowie to prawdziwi ludzie z krwi i kości. Właściwie niczego innego nie spodziewałam się po Małgorzacie Wardzie, miałam świadomość, że jej powieść będzie dopracowana w najmniejszym szczególe, a mimo to muszę przyznać, że jestem pozytywnie zaskoczona. 

Małgorzata Warda, 5 sekund do Io, Poznań, Media Rodzina 2015

*s. 175

**s. 263

***s. 225