Cień wiatru, chyba najbardziej znana powieść Zafona, wciąż jeszcze przede mną, ale to nie przeszkadza mi absolutnie w zapoznawaniu się z serią jego książek kierowanej do młodszego odbiorcy.

Mamy rok 1937. Rodzina Sauvelle po stracie głowy rodziny, została właściwie z niczym, schronienie otrzymując na wyspie w pobliżu posiadłości Crevenmoore, gdzie Simone otrzymała pracę u pewnego, dość nietypowego, fabrykanta zabawek. Dwójka jej dzieci, Irene i Dorian początkowo zafascynowani fabryką, powoli zaczynają odkrywać tajemnice skrywane przez jej właściciela, w czym pomaga im dwójka tutejszych dzieciaków: Hannah, która wkrótce po przybyciu Sauvelle’ów ginie w niewyjaśnionych okolicznościach oraz jej kuzyn Ismael.

Do rezydencji wciąż przychodzą listy od tajemniczego Daniela Hoffmana, których Simone absolutnie nie można otwierać. Mechaniczne zabawki zdają się nocą jakby ożywać. A Irene i Ismael w starej latarni odkrywają stary, zapomniany dziennik kobiety, która zaginęła kilka lat wcześniej.   

Światło września to powieść o zaprzedaniu duszy, o demonach przeszłości, które potrafią nas dopaść w każdej sytuacji, nawet wtedy, gdy zdawałoby się, że już dawno zdążyliśmy o nich zapomnieć. O przeszłości, która pojawiając się znienacka, potrafi całe nasze życie zamienić w piekło, zniszczyć wszystko co przez lata budowaliśmy. Ale oprócz ciemnej strony naszej rzeczywistości, znajdziemy tu także motyw pierwszej młodzieńczej miłości, małe światełko w tunelu. 

Stawiając w roli demona cień, własny cień człowieka, Zafon przywołuję ten irracjonalny strach znany chyba każdemu z nas. Strach przez czymś nieokreślonym, przez czymś, czego często nie potrafimy nazwać, co trudno jest nam zobaczyć. Sprawnie nawiązuje także do wydarzeń z drugiej wojny światowej, która to okazała się cieniem najgorszym z możliwych. 

Faktycznie ciężko by się było nie zgodzić z tym, że autor bazuje na sprawdzonych pomysłach. Że powiela schematy zastosowane wcześniej w Księciu mgły. Tylko co z tego, kiedy u niego cała fabuła jest tak perfekcyjnie skonstruowana? Kiedy ja czytam i zapominam o tym wszystkim, co się dzieje wokół? Kiedy czuję ciarki na plecach i boję się nocą wyjść na przedpokój, bo nie wiem czy nie czyha tam na mnie cień?  

Zakochuję się powoli w tym klimacie, który serwuje nam Zafon. Zakochuję się w tym napięciu, które umiejętnie nam dawkuję. Zakochuję się w tej grozie, przeznaczonej niby dla młodzieży, a jednak poruszającej wyobraźnię także dorosłego czytelnika. I wiecie co? Niech sobie autor powiela schematy, na zdrowie mu, a ja będę się w tym zaczytywać, aż do znudzenia. Choć nie wiem czy to jest w stanie mi się znudzić. 

Carlos Ruiz Zafon, Światła września, Warszawa, Muza SA 2011.