Powinien być jakiś zakaz kończenia powieści w taki sposób, pozostawiania czytelnika z własnymi myślami, niedopowiedzeniami, niepewnościami. Nie powinno się tak robić zwłaszcza, gdy czytelnik nie ma pojęcia kiedy będzie mógł sobie pozwolić na kolejną część i wszystko mu się wywraca na myśl, że nie może w tej chwili biec na złamanie karku po kolejną część.

Już pierwsza scena sprawia, że powieść całkowicie nas pochłania. Korek na autostradzie, łańcuch stojących ciasno samochodów, a w taksówce dźwięki rozlegającej się Sinfonietty Janáčka i kobieta martwiąca się o to, że nie zdąży na ważne, służbowe spotkanie. Zachwyca czytelnika od samego momentu poznania. I później, ta sama kobieta schodząca po nieużywanych zwykle schodach przeciwpożarowych, elegancka, dostojna. To Aomame.

Kolejna scena przedstawia mężczyznę, przed którego oczami regularnie pojawia się jedno wspomnienie. Wspomnienie, którego realności nawet nie jest pewien, a przedstawiające jego matkę dopuszczającą się zdrady z obcym mu zupełnie mężczyzną. I on sam leżący w łóżeczku, prawdopodobnie odwrócony nawet w drugą stronę. To Tengo.

W ten sposób Murakami zaczyna swą kolejną powieść i tak prowadzi ją już do końca. Dwutorowo, rozdziały parzyste przypisując mężczyźnie, nieparzyste kobiecie. Pozwala nam się dowiedzieć coraz więcej. Aomame okazuje się więc płatną zabójczynią. Usuwającą mężczyzn znęcających się nad żyjącymi przy ich boku kobietami. Oddającą się przypadkowo spotkanym mężczyzną, koniecznie starszym i koniecznie łysiejącą. A przy tym wzruszająco pielęgnującą w sobie miłość do chłopca, teraz już prawie trzydziestoletniego mężczyzny, który stanął kiedyś w jej obronie. Tengo zaś to niedoszły pisarz, wykładający matematykę na kursach przygotowawczych i pracujący jako redaktor w piśmie literackim. Bojący się jakiejkolwiek bliskości, która mogłaby zaszkodzić jego spokojnemu jestestwu, w razie czysto ludzkiej potrzeby spotykający się ze swoją, starszą o dziesięć lat kochanką. Pewnego dnia od swojego przełożonego dostaje nietypową propozycję. Mianowicie ma poprawić jedną z przysłanych na konkurs debiutantów prac. Powietrzną poczwarkę, która treścią zachwyciła ich obu.

Tak oto dochodzimy do postaci siedemnastoletniej Fukaeri , która zafascynowała mnie od pierwszego momentu, w którym się pojawiła. To właśnie ona napisała Powietrzą poczwarkę, jeśli można tak powiedzieć, bo jak się okazuje jest dyslektyczką, a więc zarówno z pisaniem, jak i z czytaniem ma spore problemy. Jej przeszłość, jej osobliwy sposób bycia, dość specyficzna maniera wypowiadania się, bez stosowania wielkich liter czy znaków przestankowych, cała jej postać, którą tak doskonale nakreślił nam autor jest absolutnie niesamowita. I to głównie z jej powodu nie mogę się wprost doczekać tomu drugiego.

Murakami, ach ten Murakami. Ciężko wyrazić mój zachwyt nad jego pisarstwem. Co bym nie próbowała napisać to zawsze coś przecież pominę. Zachwycam się więc tylko tym jego jakby naturalnym tworzeniem równoległych światów i nietypowych, nieznanych nam zupełnie postaci, po których niewiadomo czego możemy się tak naprawdę spodziewać. I zachwycam się tym jego przechodzeniem z rzeczy błahych, codziennych do tematów ciężkich, bo przecież nie można powiedzieć, że łatwo jest cokolwiek napisać na temat przemocy czy sekt i związków zachodzących między ich członkami. A jemu się to przychodzi tak łatwo. I tak płynnie wychodzi mu przechodzenie z narracji trzecioosobowej do pierwszoosobowej i z czasu przeszłego do teraźniejszego. Co mi więc pozostaje poza czystym podziwem i odrobiną zazdrości?

Niestety, jest też w książce w końcu element, którego przyczepić się muszę. Mianowicie literówki, a raczej cała masa literówek. Przeważnie staram się nawet nie zwracać na to uwagi, ale w momencie gdy pojawiają się na co drugiej stronie, a momentami brakuje nie tylko literki, ale i całego słowa to prędzej czy później musi to zacząć drażnić. Zdaję sobie sprawę, że wszechogarniający pośpiech może zrobić swoje, w końcu nowa powieść Murakamiego była jedną z najbardziej oczekiwanych książek tej jesieni. Tylko czy fanom naprawdę zrobiłyby różnicę te kilka dni czekania dłużej?

Ocena: 5,5/6

Haruki Murakami, 1Q84 T. 1, Warszawa, MUZA SA, 2010.