Próbowałam zacząć ten tekst zupełnie inaczej, znaleźć bardziej eleganckie słowa, określenia, które lepiej by tu pasowały, ale przykro mi, nie znajduję takich słów. Więzienna terapeutka to książka, która rozwaliła mi głowę, wywróciła żołądek do góry nogami, zachwiała moim światopoglądem. I choć im więcej czasu upływa od jej lektury, tym bardziej zaczynam się uspokajać, to były momenty w jej trakcie i tuż po zakończeniu, że na każdego mijanego na ulicy mężczyznę patrzyłam z pewną dawką niepokoju…

W Więziennej terapeutce Rebecca Mayers wraca do początków swojej pracy w jednym z brytyjskich zakładów karnych. Graymoor to więzienie o zaostrzonym rygorze, wypełnione po brzegi najniebezpieczniejszymi przestępcami seksualnymi i tak naprawdę już jej pierwsze wejście do więzienia, przejście między celami i spotkanie nawet nie tyle z samymi więźniami, co ze strażnikami spoglądającymi z kpiną na młodą, nieświadomą panią psycholog, przyprawia o dreszcze. A później wcale nie jest lepiej.

Skazańcy z Graymoor to jedni z najgorszych zwyrodnialców, najbardziej niebezpiecznych przestępców seksualnych w całym brytyjskim systemie penitencjarnym, obciążonym największym ryzykiem recydywy. Jako świeżo upieczona absolwentka, która przyjechała tu po wakacyjnej pracy i tańcach w greckich barach przez całe lato, nie miałam pojęcia, co mnie czeka.*

Więzienna teapeutka to nie tylko pierwsze więziennie wspomnienia Myers, ale przede wszystkim wyczerpujący opis pierwszej poprowadzonej przez nią terapii przestępców seksualnych w skrócie SOTP (sex offender treatment programme), podczas której prowadziła szóstkę mężczyzn pomagając im rozwinąć umiejętność rozpoznawania u siebie przejawów szkodliwego schematu myślenia i zachowania i zarządzania nimi oraz przy odpowiedniej motywacji i szeregu ćwiczeń wyuczyć ich zaprzestania popełniania przestępstw**.

Jeremy był czynnym funkcjonariuszem policji, gdy porwał i zgwałcił swoją sąsiadkę, a następnie zastrzelił przypadkowego mężczyznę i jego psa. Za porwanie, gwałt i morderstwo otrzymał dwa wyroki dożywocia, z możliwością ubiegania się o przedterminowe zwolnienie po dwudziestu pięciu latach. Nigel pracował jako dozorca na basenach i właśnie w tym miejscu doszło do popełnionego przez niego przestępstwa. W basenowej kotłowni zaatakował seksualnie, udusił, a następnie ukrył ciało jednej z uczennic, za co otrzymał karę bezwzględnego dożywocia. Wayne w momencie zatrzymania miał na swoim koncie około siedemdziesięciu przestępstw (także majątkowych i związanych z narkotykami). Ostatecznie został skazany za serię gwałtów na kobietach w ich własnych łóżkach. Przez trzy lata włamywał się do ich domów w masce goryla, pozostając dla policji nieuchwytnym. Kyle wraz z grupą innych mężczyzn pobił, brutalnie zgwałcił, a następnie pozostawił na pewną śmierć osiemnastoletnią, nieznajomą kobietę. Podczas jego procesu sędzia zwrócił uwagę na całkowity brak skruchy i bezduszność sprawcy***. To również Kyle przysporzył najwięcej kłopotów podczas prowadzonej przez Rebeccę terapii. Frank po odbytym stosunku udusił w swoim samochodzie prostytutkę, a następnie wywiózł jej ciało i próbując zniszczyć wszelkie dowody zakopał ją w ogrodzie swojej dziewczyny. Andy został co prawda skazany na dożywocie za zabójstwo mężczyzny, ale w przeszłości dopuszczał się nie tylko przestępstw wobec mężczyzn, ale również został dwukrotnie skazany za czyn lubieżny wobec dzieci swojego brata.

Rebecca Myers dość dokładnie opisuje każdy kolejny etap szkolenia, skupiając się na psychice swoich pacjentów, na ich motywacji i schemacie działań. Można zarzucić autorce, że za dużo jej samej w Więziennej terapeutce, że zbyt często nawiązuje do życia prywatnego, ale z drugiej strony, mam wrażenie, że cały proces prowadzonej terapii, przynajmniej tej pierwszej, odcisnął na niej tak wielkie piętno, że ciężko byłoby oddzielić pracę od życia prywatnego. Dla mnie dzięki temu książka stała się jeszcze bardziej autentyczna, a sama autorka zwyczajnie ludzka.

Czytałam Więzienna terapeutkę z zapartym tchem, choć przyznaję, że momentami sama przed sobą chciałam udawać, że to tylko fikcja literacka, że nic z tego, o czym pisze autorka nie wydarzyło się naprawdę. Choć Myers stroni od drastycznych opisów i raczej nie wdaje się w szczegóły dokonanych przez swoich podopiecznych zbrodni, to jednak moja wyobraźnia działała na najwyższych obrotach i były chwile, kiedy czułam się mocno niekomfortowo. Niemal jakbym tam była. Sama, zamknięta z nimi w ciasnej, ciemnej celi. 

Tego przecież chciałam. Miałam swój „prawdziwy kryminał”, ze wszystkimi krwawymi szczegółami. Upychałam całe cierpienie gdzieś na dnie umysłu, jakby było pokryte grubą warstwą lodu, i kontynuowałam sesję. Nauczyłam się wypierać bolesne rzeczy. Trauma nie może boleć, jeśli znajduje się w pudełku z zamkniętą pokrywką. Myślę, że dzięki temu udawało mi się zbudować mocny pancerz. Doświadczenia z dzieciństwa dały mi siłę, zdolność do zamykania się i wyłączania. Pozwalały mi słuchać obrzydliwych szczegółów zbrodni i nie załamywać się. Chociaż czasami zdarzyło mi się zachwiać.****

Jednak najgorsze dla mnie, najbardziej wpływające na moją psychikę były te fragmenty, po których zaczynałam tym zbrodniarzom autentycznie współczuć. Rozdziały, które autorka poświęciła ich mapom życia i schematom działania mocno mną wstrząsnęły. Po pierwsze dlatego, że większość z tych mężczyzn była kiedyś głęboko skrzywdzonymi dziećmi i nastolatkami, dla których ciężko nie znaleźć w sobie współczucia. Po drugie natomiast – ich schematy nie różnią się tak bardzo od schematów, jakimi kieruje się w życiu większość z nas. I im bardziej to sobie uświadamiamy, tym bardziej przerażające się to staje.

Rozmawialiśmy o tym, że mężczyźni czuli się niekomfortowo opowiadając o swoich przestępstwach. Nie zastanawiałam się nad tym wcześniej. Thrillery w telewizjach zazwyczaj przedstawiają przestępców jako przebiegłych, manipulujących i w pewnym sensie robiących wrażenie. Mężczyźni w grupie byli zakłopotani i musieliśmy wyciągać z nich informacje.*****

Nie wiem jak potoczyły się dalsze losy więźniów, których Rebecca Mayers miała pod opieką podczas swojego pierwszego szkolenia, jej samej udało się uzyskać informacje tylko o niektórych z nich. I choć tuż po zakończonej lekturze było mi trochę żal, że te historie urywają się właściwie w połowie, że nie znamy nie tylko dalszych losów tych mężczyzn, ale chociażby rekomendacji autorki po zakończonej terapii, to ostatecznie myślę, że może to i lepiej.

Rebecca Myers, Więzienna terapeutka. W celi z mordercami i przestępcami seksualnymi, Kraków, Wydawnictwo Znak 2024

*s. 21

**s. 23

***s. 36

****s. 67

*****s. 48

wpis powstał we współpracy z wydawnictwem Znak